Służąca
zebrała ze stołu wszystkie naczynia, które ułożyła na wózku i odjechała w
stronę kuchni. Było już czuć zapach ciasta, które czeka na podanie. Arten przez
cały posiłek milczała, czując jak co chwile wzrok rudego chłopaka na nią pada.
Ani razu nie poproszono ją do rozmowy, więc się w cieszyła. Do tego jeszcze
myśl, że zaraz wróci do domu i będzie po wszystkim, podnosiła ją na duchu.
- Coś cicha jesteś – wyrwało ją to z zamyślenia i spojrzała na Etnera. – Słyszałem, że jesteś bardzo rozmowna, jednak jest na odwrót.
Mimowolnie spojrzała na szwagra, który był zajęty rozmową z przyjacielem. Czuła się jak towar wystawiony do sprzedaży, o którym informacje zostały dostarczone do klienta. Zaczęła zastanawiać się nad odpowiedzią, kiedy poczuła silny zapach herbaty. Nim się obejrzała stała przed nią filiżanka, a na środku ustawiono patery z ciastami.
- To nie tak… - powiedziała cicho i objęła naczynie dłońmi. – Po prostu nie widzę potrzeby w zabieraniu głosu.
Kątem oka zauważyła gromiące spojrzenie siostry, jednak się nie przejmowała. Powoli podniosła filiżankę i zamknęła oczy, delektując się aromatem naparu. Nie miała zbytnio wiele okoliczności by stykać się z tak luksusowym towarem, dlatego starała się cieszyć z niego jak można. Kiedy otworzyła oczy, spostrzegła jak Etner przygląda się je z uśmiechem. Przez głowę je przeszła myśl, że pewnie idiotycznie wyglądała, więc upiła łyk herbaty by ukryć swoje zażenowanie.
- Słyszałem, że twój ojciec prowadzi karczmę.
- Owszem – zmarszczyła brwi nie rozumiejąc sensu jego wypowiedzi.
- Ponoć jest najlepszą w całym mieście – ciągnął dalej patrząc w nieokreślony punkt. – Nigdy jeszcze tam nie byłem.
Zerknęła niepewnie na siostrę, która lekko się uśmiechnęła. Ciągle nie mogła zrozumieć po co poruszył ten temat. Odpowiedź dość szybko nadeszła:
- Synu, będziesz musiał to nadrobić! – zawołał jego ojciec, uśmiechając się szeroko. – Być w Amer, a nie spędzić chwili „Pod oberkiem” to wręcz wstyd.
Trochę za gwałtownie odstawiła filiżankę, której zawartość głośno chlupnęła. Teraz widziała, że to wszystko zostało bardzo dokładnie zaplanowane. Nawet bardziej niż myślała i na pewno nie zakończy się na tym posiłku. Przygryzła dolną wargę nie wiedząc co powinna teraz zrobić. Uratowało ją oświadczenie Gerfa, który powiedział, że musi sprawdzić jak sobie radzą jego ludzie z karawany. Oficjalnie obiad się zakończył z wielką radością wstała od stołu i poszła się przebrać, siląc na jakieś słowa pożegnania.
- Coś cicha jesteś – wyrwało ją to z zamyślenia i spojrzała na Etnera. – Słyszałem, że jesteś bardzo rozmowna, jednak jest na odwrót.
Mimowolnie spojrzała na szwagra, który był zajęty rozmową z przyjacielem. Czuła się jak towar wystawiony do sprzedaży, o którym informacje zostały dostarczone do klienta. Zaczęła zastanawiać się nad odpowiedzią, kiedy poczuła silny zapach herbaty. Nim się obejrzała stała przed nią filiżanka, a na środku ustawiono patery z ciastami.
- To nie tak… - powiedziała cicho i objęła naczynie dłońmi. – Po prostu nie widzę potrzeby w zabieraniu głosu.
Kątem oka zauważyła gromiące spojrzenie siostry, jednak się nie przejmowała. Powoli podniosła filiżankę i zamknęła oczy, delektując się aromatem naparu. Nie miała zbytnio wiele okoliczności by stykać się z tak luksusowym towarem, dlatego starała się cieszyć z niego jak można. Kiedy otworzyła oczy, spostrzegła jak Etner przygląda się je z uśmiechem. Przez głowę je przeszła myśl, że pewnie idiotycznie wyglądała, więc upiła łyk herbaty by ukryć swoje zażenowanie.
- Słyszałem, że twój ojciec prowadzi karczmę.
- Owszem – zmarszczyła brwi nie rozumiejąc sensu jego wypowiedzi.
- Ponoć jest najlepszą w całym mieście – ciągnął dalej patrząc w nieokreślony punkt. – Nigdy jeszcze tam nie byłem.
Zerknęła niepewnie na siostrę, która lekko się uśmiechnęła. Ciągle nie mogła zrozumieć po co poruszył ten temat. Odpowiedź dość szybko nadeszła:
- Synu, będziesz musiał to nadrobić! – zawołał jego ojciec, uśmiechając się szeroko. – Być w Amer, a nie spędzić chwili „Pod oberkiem” to wręcz wstyd.
Trochę za gwałtownie odstawiła filiżankę, której zawartość głośno chlupnęła. Teraz widziała, że to wszystko zostało bardzo dokładnie zaplanowane. Nawet bardziej niż myślała i na pewno nie zakończy się na tym posiłku. Przygryzła dolną wargę nie wiedząc co powinna teraz zrobić. Uratowało ją oświadczenie Gerfa, który powiedział, że musi sprawdzić jak sobie radzą jego ludzie z karawany. Oficjalnie obiad się zakończył z wielką radością wstała od stołu i poszła się przebrać, siląc na jakieś słowa pożegnania.
Nucąc
pod nosem wyszła z sypialni i zaczęła schodzić po schodach. Ciągle bolały ją
stopy od tych pantofli, jednak przynajmniej miała na nich teraz trzewiki. Kiedy
stanęła na ostatnim stopniu, poczuła się zszokowana.
- Etner zaproponował, że Cię odprowadzi – powiedział z uśmiechem Marco. – W końcu w dzień przed Wielkim Ofiarowaniem jest dość niebezpiecznie.
Wspomniany uśmiechnął się zachęcająco i otworzył drzwi. Posłała mordercze spojrzenie siostrze i wyszła na zewnątrz. Od razu narzuciła szybsze tempo, chociaż je stopy stanowczo protestowały. Szli przez jakiś czas w milczeniu mijając co chwilę grupy zmierzających do karczm. Do jej uszu doszedł śmiech rudzielca. Spojrzała na niego zaskoczona.
- Tego można się było spodziewać po córce karczmarza. – Stanęła jak wryta i zacisnęła usta w wąską kreskę. – Nie jest to obelga – szybko zaznaczył. – Widzisz mi także nie jest spieszno do ożenku.
- Ah tak?
- Po prostu mój ojciec na mnie naciska – powoli ruszył przed siebie, zakładając ręce za głowę.
- Skąd to znam… - westchnęła i szybko się z nim zrównała.
Zaśmiał się ponownie i spojrzał na powoli ciemniejące niebo. Przez chwilę się nad czymś zamyślił. Nagle poczuł jak jest ciągnięty gdzieś w bok i szybko się rozejrzał. Potrzebował trochę czasu by zrozumieć, że Arten musiała go nakierować by nigdzie sam nie poszedł. Uśmiechnął się pod nosem.
- Wiesz co – zaczął i spojrzał na nią. – Jesteś najciekawszą dziewczyną jaką ojciec mi przedstawił.
Spiorunowała go spojrzeniem i automatycznie się odsunął. Usłyszał ciche prychnięcie i zaczął się zastanawiać, czy nie powinien tego mówić. Nagle stanęli, więc się rozejrzał po okolicy. Jego wzrok padł na wiszący szyld, przedstawiający tańczącą parę. Znalazł się u celu.
- Do niezobaczenia – pożegnała się z nim i zniknęła zza drzwiami.
Nie mógł powstrzymać rozbawienia po usłyszeniu jej wypowiedzi. Przez chwilę stał w miejscu i obserwował budynek, po czym obrócił się na pięcie. Wtedy przypomniał sobie, że nie zna zbytnio tego miasta. Uśmiechnął się by dodać sobie otuchy i ruszył oświetlonymi ulicami Amer.
- Etner zaproponował, że Cię odprowadzi – powiedział z uśmiechem Marco. – W końcu w dzień przed Wielkim Ofiarowaniem jest dość niebezpiecznie.
Wspomniany uśmiechnął się zachęcająco i otworzył drzwi. Posłała mordercze spojrzenie siostrze i wyszła na zewnątrz. Od razu narzuciła szybsze tempo, chociaż je stopy stanowczo protestowały. Szli przez jakiś czas w milczeniu mijając co chwilę grupy zmierzających do karczm. Do jej uszu doszedł śmiech rudzielca. Spojrzała na niego zaskoczona.
- Tego można się było spodziewać po córce karczmarza. – Stanęła jak wryta i zacisnęła usta w wąską kreskę. – Nie jest to obelga – szybko zaznaczył. – Widzisz mi także nie jest spieszno do ożenku.
- Ah tak?
- Po prostu mój ojciec na mnie naciska – powoli ruszył przed siebie, zakładając ręce za głowę.
- Skąd to znam… - westchnęła i szybko się z nim zrównała.
Zaśmiał się ponownie i spojrzał na powoli ciemniejące niebo. Przez chwilę się nad czymś zamyślił. Nagle poczuł jak jest ciągnięty gdzieś w bok i szybko się rozejrzał. Potrzebował trochę czasu by zrozumieć, że Arten musiała go nakierować by nigdzie sam nie poszedł. Uśmiechnął się pod nosem.
- Wiesz co – zaczął i spojrzał na nią. – Jesteś najciekawszą dziewczyną jaką ojciec mi przedstawił.
Spiorunowała go spojrzeniem i automatycznie się odsunął. Usłyszał ciche prychnięcie i zaczął się zastanawiać, czy nie powinien tego mówić. Nagle stanęli, więc się rozejrzał po okolicy. Jego wzrok padł na wiszący szyld, przedstawiający tańczącą parę. Znalazł się u celu.
- Do niezobaczenia – pożegnała się z nim i zniknęła zza drzwiami.
Nie mógł powstrzymać rozbawienia po usłyszeniu jej wypowiedzi. Przez chwilę stał w miejscu i obserwował budynek, po czym obrócił się na pięcie. Wtedy przypomniał sobie, że nie zna zbytnio tego miasta. Uśmiechnął się by dodać sobie otuchy i ruszył oświetlonymi ulicami Amer.
Nie mając litości dla swoich obolałych
stóp, stała na palcach i próbowała zobaczyć coś przez okno. Przygryzła dolną
wargę nie będąc zadowolona z małej widoczności. Usłyszała za sobą śmiech i
gwałtownie się obróciła. Ojciec widocznie miał niezły ubaw ze swojej córki,
która przyłapana oblała się rumieńcem. Poklepał ją po głowie i sam wyjrzał na
zewnątrz.
- Nawet przystojny ten młodzieniec – próbował ukryć swoje rozbawienie.
- To wyjdź za niego – syknęła, a jej policzki bardziej się zaczerwieniły.
- Ktoś musi to zrobić, ale na pewno nie ja.
Brunetka otworzyła usta by coś powiedzieć, jednak zrezygnowała. Robiąc oburzoną minę, obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę mieszkania. Do jej uszu dochodził śmiech ojca, więc przyspieszyła.
- Nawet przystojny ten młodzieniec – próbował ukryć swoje rozbawienie.
- To wyjdź za niego – syknęła, a jej policzki bardziej się zaczerwieniły.
- Ktoś musi to zrobić, ale na pewno nie ja.
Brunetka otworzyła usta by coś powiedzieć, jednak zrezygnowała. Robiąc oburzoną minę, obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę mieszkania. Do jej uszu dochodził śmiech ojca, więc przyspieszyła.
Było bardzo jasno. Mrużyła oczy by
przyzwyczaić się do tego światła. Nie mogła zrozumieć jak w pomieszczeniu bez
okien może być tak jasno. Jej wzrok nerwowo błądził po pokoju, przeskakując z
jednej osoby na drugą. Nikogo nie znała. Nikt nawet do niej nie podchodził.
Czuła się ignorowana. Poczuła ramieniu czyjąś dłoń, więc podniosła wzrok.
Wysoka kobieta o długich jasnych włosach, uśmiechała się pocieszająco. Miała
wrażenie, że jest kimś dla niej bliskim, jednak jej nie znała. Widziała jak
porusza ustami, jakby chciała coś powiedzieć. Uznała ją za niemą, jednak jej kąciku
ust same się uniosły. Chciała odwrócić wzrok, lecz nie panowała nad swoim
ciałem. Usłyszała dźwięk ciężko otwieranych drzwi i spojrzała w ich kierunku.
Do pomieszczenia wszedł mężczyzna ubrany w lśniącą zbroję. Podszedł do
pozostałych obecnych i poruszał ustami, tak samo jak robiła wcześniej kobieta.
Żaden głos nie dochodził do jej uszu. Jedynie mogła to wszystko obserwować.
Nagle przybysz spojrzał na nią widocznie rozczarowany. Klęknął na jedno kolano
i coś powiedział. Chciała się pochylić by usłyszeć jego słowa, jednak jej ciało
samo się cofnęło. Otworzyła usta.
- Ale ja nie chcę umierać.
- Ale ja nie chcę umierać.
Poderwała
się z łóżka, ciężko oddychając. Czuła jak po jej plecach spływa zimny pot. Nie
potrafiła zrozumieć tego co przed chwilą jej się śniło oraz dlaczego jej organizm
tak na to zareagował. Przyłożyła dłoń do twarzy, chcąc się uspokoić i poukładać
to jakoś w głowie. W śnie musiała być dzieckiem, ponieważ wszyscy byli dla niej
duzi. Zaschło jej w ustach, więc powoli stanęła na podłodze. Rozejrzała się po
pokoju i zobaczyła przez okno, jak niebo powoli się rozjaśnia.
- Więc już zbliża się ranek – szepnęła.
Zeszła do kuchni gdzie jej matka podgrzewała wodę w garnkach. Marzyła teraz o kąpieli, by pozbyć się tego potu. Jej rodzicielka zerkała na nią widocznie zaniepokojona, lecz nic nie powiedziała. Arten wzięła jedną ze szmatek i podniosła powoli pierwszy z brzegu garnek. Wraz z Everą zaniosły je do jednego z wolnych pokoi, gdzie na środku stała niewielka bala. Ostrożnie wlewały gorącą wodę, po czym mieszały ją z zimną. Kiedy kąpiel była gotowa, matka zostawiła swoją córkę samą. Z wielką ulgą zrzuciła z siebie koszulę nocną i uklękła w wodzie. Chciała jak najszybciej się umyć by móc udać się na uroczystość. Nie zależało jej na samej idei święta, lecz na tym, że będzie mogła bez wyrzutów rodziców, przechadzać się po mieście. Kiedy tak rozmyślała jej matka powróciła i pomogła przy myciu pleców oraz włosów. Na stoliku obok leżała wyprana suknia. Spojrzała na nią i ucieszyła się, że to nie jest jakiś tam wynalazek, który kazała jej założyć Nasty.
- Więc już zbliża się ranek – szepnęła.
Zeszła do kuchni gdzie jej matka podgrzewała wodę w garnkach. Marzyła teraz o kąpieli, by pozbyć się tego potu. Jej rodzicielka zerkała na nią widocznie zaniepokojona, lecz nic nie powiedziała. Arten wzięła jedną ze szmatek i podniosła powoli pierwszy z brzegu garnek. Wraz z Everą zaniosły je do jednego z wolnych pokoi, gdzie na środku stała niewielka bala. Ostrożnie wlewały gorącą wodę, po czym mieszały ją z zimną. Kiedy kąpiel była gotowa, matka zostawiła swoją córkę samą. Z wielką ulgą zrzuciła z siebie koszulę nocną i uklękła w wodzie. Chciała jak najszybciej się umyć by móc udać się na uroczystość. Nie zależało jej na samej idei święta, lecz na tym, że będzie mogła bez wyrzutów rodziców, przechadzać się po mieście. Kiedy tak rozmyślała jej matka powróciła i pomogła przy myciu pleców oraz włosów. Na stoliku obok leżała wyprana suknia. Spojrzała na nią i ucieszyła się, że to nie jest jakiś tam wynalazek, który kazała jej założyć Nasty.
Mimo
wczesnej godziny coraz więcej ludzi wychodziło na ulice Amer. Wszyscy chcieli
zająć jak najlepsze miejsca do oglądania słynnej procesji z okazji Wielkiego
Ofiarowania. Wiele osób mogło poręczyć, że takich tłumów nie ma nawet w stolicy
podczas najhuczniejszej uroczystości. Było to spowodowane faktem, że Chwalebna
Misty pochodziła z tej miejscowości. Etner z uparciem parł do przodu, by chodź
odrobinę zbliżyć się do świątyni. Uwielbiał takie święta i nieważne w którym
królestwie się znajdował, musiał zobaczyć jak to wszystko wyglądał. Często
porównywał do siebie zwyczaje danych krain i wybierał to co jest w nich
najlepsze. Nie miał jeszcze okazji przebywać w Amer podczas tej uroczystości,
jednak wiele o niej słyszał. Poczuł jak ktoś wbija swój łokieć między jego
żebra. Syknął jednak dalej przeciskał się między ludźmi. Wiedział że gdyby
wcześniej wyszedł to miałby lepsze miejsce. Niestety miał dość fatalną
orientację w miastach, więc parę razy skręcił w złe uliczki. W końcu do jego
uszu doszły dźwięki trąb, które obwieściły rozpoczęcie procesji. Drzwi świątyni
zostały otworzone i wyszli z niej ubrani w niebieskie szaty kapłani pochodzenia
szlacheckiego. Szybko przypomniał sobie, że kiedyś ich przodkowie byli świtą
rycerską u boku Misty, a po jej śmierci oddali się całkowicie czczeniu jej.
Kiedy niebiescy zeszli po schodach i
ustawili po obu stronach ulicy, pojawił się najwyższy kapłan. Jego uroczysta
tunika była śnieżnobiała i haftowana złotą nicią. Niósł z wielką czcią srebrną
szkatułkę, wysadzaną klejnotami. Gorliwi wyznawcy Misty uklękli, pokazując swój
szacunek dla relikwii. Gdy złoty kapłan
znalazł się między rzędami niebieskich,
oni go otoczyli w celu chronienia najświętszej rzeczy. W między czasie z
świątyni wyszli mniej ważni duchowni i procesja powoli ruszyła główną ulicą
Amer. Gdzieś coś błysnęło mu po oczach, jednak nie mógł się rozejrzeć. Tłum
zaczął się przepychać by kroczyć za kapłanami. Ktoś pociągnął go w bok, po czym
prowadził między ludźmi. Był zbyt zdezorientowany by jakoś temu zaprotestować.
Dopiero gdy się zatrzymali, zobaczył Arten.
- Gdybyś tam został to zapewne, by cię staranowali.
Zamrugał oczyma niezbyt rozumiejąc o co może jej chodzić. Jednak dziewczyna nie siliła się na wyjaśnienia i dalej ciągnęła go jak najdalej od tłumów. Kiedy w końcu wydostali się z morza ludzi, oboje już ciężko oddychali. Chciał wysapać jakieś podziękowanie, jednak brunetka już była w drodze. Siląc się na wysiłek, podbiegł do niej by w końcu zrównać się z jej tempem.
- Po co za mną leziesz?
- Chciałem Ci podziękować.
Spojrzała na niego i wzruszyła ramionami. Liczył na coś w stylu „ nie ma za co”, jednak dziewczyna milczała i szła przed siebie. Nie mając nic lepszego do roboty, towarzyszył jej w tym spacerze. Dobrze widział nerwowe spojrzenie Arten, która widocznie nie była zadowolona z jego obecności. Niezbyt się tym przejmował i próbował zapamiętać drogę powrotną. Nagle sobie coś uświadomił.
- Wychodzisz z miasta? – spojrzał na nią zaskoczony.
- Nie lubię tu przebywać podczas święta… Zbyt dużo ludzi, hałas i jeden wielki bałagan.
Nie znał tej strony, wielkich uroczystości. Zazwyczaj to on był tą osobą, która hałasowała i śmieciła. Zamyślił się na ten temat i ciągle szedł u jej boku. Nawet nie zwracał uwagi na to, że brunetka nie raz musiała go ciągnąć by się nie zgubił lub wpadł pod wóz. W końcu zrezygnowała wzięła go pod rękę i wyprowadziła przez jedną z bocznych bram miasta. Gdy skończył swoje rozmyślania, znaleźli się na małej polance, gdzie jedyny cień dawało duże drzewo. Uśmiechnął się pod nosem.
- Co się tak szczerzysz – zmarszczyła brwi.
- Nie raz obozowało się pod takimi drzewami albo robiło postoje – położył się na trawie i zaczął przyglądać liściom. – Przywołuje to wspaniałe wspomnienia.
Po chwili zamiast gałęzi i liści, widział twarz Arten, która bacznie mu się przyglądała. Westchnęła i usiadła obok, prostując swoją suknię.
- Życie podróżnika musi być wspaniałe – powiedziała rozmarzonym głosem.
Zerknął na nią, a jego uśmiech się powiększył. Kiwnął głową i zamknął oczy by przypomnieć sobie niektóre wyprawy.
- To wspaniałe uczucie spać pod gołym niebem kiedy jest ciepła noc, kąpać się w rzece wraz z pierwszym brzaskiem lub kiedy gwiazdy są na niebie. Przejeżdżanie przez rozmaite krainy i poznawanie ich obyczajów – na jego twarzy pojawił się grymas. – Chociaż nie zawsze to wszystko jest takie wspaniałe…
Nie mógł powstrzymać ziewnięcia, które cisnęło mu się na usta. Przetarł sennie oczy, próbując odgonić chęć snu i spojrzał na Arten. Dziewczyna objęła podkulone nogi i wpatrywała się w mniej określony punkt. Był ciekaw o czym rozmyśla jednak wolał nie pytać i napawać się tym widokiem. Poczuł jak jego powiek stają się coraz cięższe, by w końcu się zamknęły.
- Gdybyś tam został to zapewne, by cię staranowali.
Zamrugał oczyma niezbyt rozumiejąc o co może jej chodzić. Jednak dziewczyna nie siliła się na wyjaśnienia i dalej ciągnęła go jak najdalej od tłumów. Kiedy w końcu wydostali się z morza ludzi, oboje już ciężko oddychali. Chciał wysapać jakieś podziękowanie, jednak brunetka już była w drodze. Siląc się na wysiłek, podbiegł do niej by w końcu zrównać się z jej tempem.
- Po co za mną leziesz?
- Chciałem Ci podziękować.
Spojrzała na niego i wzruszyła ramionami. Liczył na coś w stylu „ nie ma za co”, jednak dziewczyna milczała i szła przed siebie. Nie mając nic lepszego do roboty, towarzyszył jej w tym spacerze. Dobrze widział nerwowe spojrzenie Arten, która widocznie nie była zadowolona z jego obecności. Niezbyt się tym przejmował i próbował zapamiętać drogę powrotną. Nagle sobie coś uświadomił.
- Wychodzisz z miasta? – spojrzał na nią zaskoczony.
- Nie lubię tu przebywać podczas święta… Zbyt dużo ludzi, hałas i jeden wielki bałagan.
Nie znał tej strony, wielkich uroczystości. Zazwyczaj to on był tą osobą, która hałasowała i śmieciła. Zamyślił się na ten temat i ciągle szedł u jej boku. Nawet nie zwracał uwagi na to, że brunetka nie raz musiała go ciągnąć by się nie zgubił lub wpadł pod wóz. W końcu zrezygnowała wzięła go pod rękę i wyprowadziła przez jedną z bocznych bram miasta. Gdy skończył swoje rozmyślania, znaleźli się na małej polance, gdzie jedyny cień dawało duże drzewo. Uśmiechnął się pod nosem.
- Co się tak szczerzysz – zmarszczyła brwi.
- Nie raz obozowało się pod takimi drzewami albo robiło postoje – położył się na trawie i zaczął przyglądać liściom. – Przywołuje to wspaniałe wspomnienia.
Po chwili zamiast gałęzi i liści, widział twarz Arten, która bacznie mu się przyglądała. Westchnęła i usiadła obok, prostując swoją suknię.
- Życie podróżnika musi być wspaniałe – powiedziała rozmarzonym głosem.
Zerknął na nią, a jego uśmiech się powiększył. Kiwnął głową i zamknął oczy by przypomnieć sobie niektóre wyprawy.
- To wspaniałe uczucie spać pod gołym niebem kiedy jest ciepła noc, kąpać się w rzece wraz z pierwszym brzaskiem lub kiedy gwiazdy są na niebie. Przejeżdżanie przez rozmaite krainy i poznawanie ich obyczajów – na jego twarzy pojawił się grymas. – Chociaż nie zawsze to wszystko jest takie wspaniałe…
Nie mógł powstrzymać ziewnięcia, które cisnęło mu się na usta. Przetarł sennie oczy, próbując odgonić chęć snu i spojrzał na Arten. Dziewczyna objęła podkulone nogi i wpatrywała się w mniej określony punkt. Był ciekaw o czym rozmyśla jednak wolał nie pytać i napawać się tym widokiem. Poczuł jak jego powiek stają się coraz cięższe, by w końcu się zamknęły.
Kiedy
ponownie je otworzył, czuł, że coś jest inaczej. Słońce znajdowało się w
najwyższym punkcie widnokręgu, jednak nie tylko to mu nie pasowało. Miał
wrażenie, że nastąpiła jakaś zmiana w otoczeniu. Spojrzał w bok i nikogo obok
siebie nie widział, szybko sprawdził drugą stronę i poderwał się do pozycji
siedzącej. Gdy obrócił się, poczuł jak kamień spada mu z serca. Arten siedziała
na skraju polanki i rwała kwiatki do wianka. Miał uczucie, że ta scena jest
istnie sielankowa, co jest wręcz nie możliwe; jednak nie mógł powstrzymać
uśmiechu. Najciszej jak potrafił zbliżył się do niej.
- Wianek dla kochanka? – szepnął jej w ucho.
Z satysfakcją obserwował jak dziewczyna się wzdrygnęła i oblewa niekontrolowanym rumieńcem. Po chwili poczuł jak uderza go lekko pięścią w ramię, robiąc naburmuszoną minę.
- A co jeśli tak – wystawiła język.
Zaśmiał się i usiadł naprzeciw niej.
- W takim razie powinienem go założyć.
Delikatnie, acz stanowczo odebrał jej skończony wianek i założył na głowę. Przez chwilę wpatrywała się w niego zaskoczona, po czym odwróciła wzrok. Bardzo polubił doprowadzanie ją do takiego stanu. Nagle podniosła się i zaczęła otrzepywać materiał sukni. Przyglądał jej się zbity z tropu.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam jeszcze pracę w karczmie.
- Wianek dla kochanka? – szepnął jej w ucho.
Z satysfakcją obserwował jak dziewczyna się wzdrygnęła i oblewa niekontrolowanym rumieńcem. Po chwili poczuł jak uderza go lekko pięścią w ramię, robiąc naburmuszoną minę.
- A co jeśli tak – wystawiła język.
Zaśmiał się i usiadł naprzeciw niej.
- W takim razie powinienem go założyć.
Delikatnie, acz stanowczo odebrał jej skończony wianek i założył na głowę. Przez chwilę wpatrywała się w niego zaskoczona, po czym odwróciła wzrok. Bardzo polubił doprowadzanie ją do takiego stanu. Nagle podniosła się i zaczęła otrzepywać materiał sukni. Przyglądał jej się zbity z tropu.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam jeszcze pracę w karczmie.